piątek, 12 grudnia 2014

[PF] Per angusta in augusta

Od czasu tej dziwnej rozmowy z Jasonem na basenie, Lukas naprawdę zaczął unikać ludzi. O ile wcześniej po prostu ich nie zauważał i sam pozostawał niezauważony, tak od tej chwili zaczął się chować przed światem. Ponieważ niewielu było ludzi, którzy mogliby go szukać, nie było to zbyt trudne. Nie przesiadywał w pokoju. Z jednej strony dlatego, że to najbardziej oczywiste miejsce, jeśli kogoś szukasz w internacie, a z drugiej dlatego, że wolał dać swojemu współlokatorowi wolną przestrzeń, gdyby chciał się spotkać z Vinniem. Nie sądził jednak, żeby koledzy spędzali czas tylko na terenie szkoły. Obaj byli na to zbyt.. żywi. Taka wymówka była za to wiarygodna, jeśli chciało się zniknąć wszystkim z oczu.

Część czasu spędzał w bibliotece, gdzie chętnie się uczył. Nie było tam tłumów i nikt nie zwracał na niego uwagi. Lukas z podwojoną energią przyłożył się do nauki. Często jednak jego myśli gdzieś odbiegały i zaczynał rysować. Potem z przerażeniem patrzył na kartkę – przecież tam powinny być obliczenia!

Wreszcie ostatnim miejscem i najlepszą możliwą kryjówką było małe pomieszczenie na poziomie klas. Któregoś dnia, późnym popołudniem szedł korytarzem zatopiony w swoich myślach. Nim się obejrzał, doszedł do końca... i zauważył lekko uchylone drzwi. Nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek miał zajęcia w tej klasie... niepewnie zajrzał do środka. Od razu zorientował się w swojej pomyłce. To nie była klasa, ale jakiś gabinet. Widocznie pomieszczenie nie było potrzebne żadnemu z nauczycieli, więc stało puste i zamknięte. Ale ktoś przyszedł po coś i zostawił drzwi otwarte. Lukas prowadzony ciekawością wszedł do środka.

Gabinet nie był duży. Mieścił się regał, zajmujący całą lewą ścianę, po przeciwnej stronie stało biurko i fotel. Pod oknem zaś nieduży, okrągły stoliczek i dwie pufy. Na półce leżało kilka książek. Lukas z ciekawości podszedł bliżej. Spodziewał się poznać, do kogo należał wcześniej gabinet. Niestety - zawiódł się. Była to kilkutomowa encyklopedia w kiepskim stanie. Większość kartek była pognieciona, strony pożółkły, a obrazki wyblakły. Zajrzał do szuflad w biurku, ale znalazł tylko kurz i kilka pająków, którym zakłócił spokojny sen. Wyjrzał przez okno. Widok był taki sam, jak ze wszystkich okien z tej strony korytarza. Nic niezwykłego. Całe pomieszczenie wyglądało naprawdę smutno. Takie opuszczone i zapomniane...

Zauważył, że drzwi można zamknąć na zasuwkę od środka. Uśmiechnął się do siebie. Gdyby tak trochę odkurzyć... Rozejrzał się nerwowo po pomieszczeniu. Zaczął sprzątać. Może to nie było najmądrzejsze, ponieważ w ten sposób gabinet nie wyglądał już na tak bardzo opuszczony, ale... chyba ktoś czasem sprząta tę szkołę, więc można przypuszczać, że i tutaj czasem ktoś mopem po podłodze przejedzie, prawda?

Następnego dnia Lukas znowu tam poszedł, ale już z książkami. Po kilku dniach gabinet stał się jego ukochaną kryjówką. Nikt nie podejrzewał, że może siedzieć w takim miejscu. Raz czy dwa, ktoś próbował wejść, ale skoro drzwi były zamknięte, odchodził i nie wracał. Możliwe, że Lukas nie był jedynym uczniem, który odkrył to miejsce, ale z pewnością był tym, który je sobie przywłaszczył. Kiedy tylko chciał w spokoju poczytać lub pouczyć się, znikał w nim i nie wychodził przez kilka godzin. Wypracował w sobie odruch sprawdzania, czy nikt go nie widzi, przed wejściem do swojej jam. Miał tam niezwykłą ciszę i spokój.

Tak upłynął tydzień czy dwa.

Pewnego popołudnia, zwykle milczący telefon ,Lukasa zaczął wibrować jak oszalały i odtwarzać wciąż ten sam fragment piosenki. Chłopak nie od razu zorientował się, o co chodzi. Wreszcie jednak podniósł komórkę i westchnął cicho.

- Tak, mamo?

Telefon od rodziców nie był dla Lukasa czymś częstym. Nie dlatego, że rodzina za nim nie tęskniła, choć i to nie było jakoś szczególnie oczywiste, ale dlatego, że dorośli, znając cichy charakter syna, woleli wysyłać mu esemesy, na które przynajmniej odpowiadał pełnymi zdaniami, a nie półsłówkami.

Ta rozmowa też nie była długa... a przynajmniej rozmowa z matką, która radośnie obwieściła Lukasowi, że już nie będzie jedynakiem. Po osiemnastu latach przestanie być jedynym dzieckiem swoich rodziców! Wiadomość spowodowała, że przez chwilę nie docierało do niego paplanie rodzicielki. Miał ochotę zapytać, czy przypadkiem nie są na to za starzy, ale po namyśle stwierdził, że chyba nie... W końcu jego mieli dość wcześnie... jego mama ma pewnie koło czterdziestki... może trochę mniej? Będzie miał rodzeństwo. Brata albo siostrę...

Jeszcze nie otrząsnął się z szoku, kiedy do telefonu podszedł jego ojciec. Mężczyzna zaczął rozmowę w zupełnie innym tonie. Przede wszystkim przypomniał mu o jego obowiązkach, o tym, że powinien przykładać się do nauki, w szczególności teraz. Z jednej strony dlatego, że nie należy martwić i denerwować ciężarnej, a z drugiej dlatego, że będzie starszym bratem, wzorem. Że, kiedy przejmie firmę, będzie odpowiedzialny za dobry status rodziny i przyszłość rodzeństwa... zaraz... rodzeństwa? Jakiego rodzeństwa? Miało być jedno. Dziecko, sztuk jedna. Jakiego rodzeństwa? Co to?! Pakiet?! Weź jedno, dostaniesz drugie gratis?! Lukas spanikował. Po skończonej rozmowie przez dobrą godzinę chodził w kółko po pokoju i próbował zaakceptować rewelacje. Przyszło mu to z trudem i odbiło się na jego zachowaniu...

Lukas wziął do siebie wszystkie prośby i polecenia ojca. Odłożył na bok ołówek. Na szczęście wcześniej pokończył wszystkie obiecane rysunki i obrazki, więc nie miał wyrzutów sumienia, że nie spełni obietnic. Od rozmowy w ogóle nie rysował. Znowu zaczął więcej czasu spędzać w bibliotece. Odsunął też od siebie ukochane powieści, a przysunął podręczniki. Nigdy nie był kujonem czy nawet prymusem. Wolał fantasy albo kryminał od podręcznika do biologii. Z dnia na dzień się to zmieniło. Tak jakby zamierzał nadrobić cały stracony materiał jeszcze przed końcem semestru. A w tym wszystkim zupełnie przestał zauważać ludzi. Dziwnie przy tym zbladł i przygasł, na tyle, ile to możliwe u człowieka, który nigdy do najenergiczniejszych nie należał, a więcej czasu spędzał w budynku niż na świeżym powietrzu.

Kiedy już wychodził na spacer, do sklepu, czy... po prostu gdzieś, zwykle szedł ze słuchawkami na uszach, wzrokiem pustym. Jakby tylko ciało przesuwało się po znanych mu ścieżkach, a umysł poruszał się po zupełnie innym świecie... albo siedział zamknięty w bibliotece.

Nic dziwnego, że nie zauważył samochodu, który wyjechał zza zakrętu. Nic dziwnego, że nie odskoczył. Nic dziwnego, że dopiero zderzenie z maską, przywróciło go światu. Zdziwienie było silniejsze od adrenaliny czy bólu. „Gdzie jestem?” i „co się stało?” to jedyne pytania jakie miał. Większość ludzi po wypadku zupełnie traci nad sobą panowanie.Adrenalina nimi rządzi i myślenie staje się jednotorowe. A Luke... wreszcie zaczął zauważać otoczenie. Zapamiętał przerażonego kierowcę, który wypadł, żeby sprawdzić, co z chłopakiem, kobietę, która zadzwoniła po karetkę, ratowników, wreszcie lekarza w szpitalu, nauczyciela, który przyszedł go odebrać po badaniach. Na szczęście nic wielkiego się nie stało. Samochód nie był rozpędzony. Gdyby nie niefortunny upadek, skończyłoby się tylko kilkoma siniakami i potłuczonymi mięśniami. Niestety złamał sobie rękę i od łokcia po nadgarstek została unieruchomiona. Gips miał nosić przed dwa tygodnie. Widać, że obrażenia nie były wielkie, ale dokuczliwe. Brak prawej ręki, oznaczał dla Lukasa niemożność pisania i wykonywania wielu podstawowych czynności. Czuł, że czekają go długie dni męki i udręki. A najbardziej niepokoił się tym, jak zareagują na wszystko rodzice. Wybłagał nauczyciela, żeby mógł sam poinformować o tym rodzinę. Dzięki temu była szansa, że o sprawie dowie się tylko jego ojciec, a mamę uświadomią dopiero.. kiedy Lukas będzie zdrowy i cały.

Jonhson nie czekał z niecierpliwością na powrót do internatu. Cieszył się tylko, że będzie mógł położyć się we własnym łóżku. Nauczyciel zapowiedział mu, że będzie zwolniony z zajęć przez trzy dni, żeby mógł dojść do siebie. Potem był weekend, więc w sumie czekało go pięć dni sam na sam z gipsem. Nie były to zbyt optymistyczne plany...



[Wiem, że notka nie porywa i jest raczej sucha. Przyznam, że miałam ochotę zabić Lukasa na jej końcu, ale się powstrzymałam... Może przynajmniej stanie się jakąś bazą do nowych wątków? Byłoby miło :)]